czwartek, 21 lipca 2011

Moje pierwsza ciemnia

Ponieważ wszystkiego uczyłem się sam (na własnych błędach) i miałem wtedy ok 10 lat, to moje pojęcie o ciemni, o której gdzieś tam słyszałem, było bardzo mgliste. Za zaoszczędzone kieszonkowe kupiłem w "Foto-Optyce" wywoływacz i utrwalacz (jeszcze nie wiedziałem, że są różne do negatywów i pozytywów), rozpuściłem wg przepisu i przystąpiłem do dzieła, czyli wywoływania mojej pierwszej rolki filmowej. Kocem zasłoniłem okno, a na lampkę nocną narzuciłem jakiś czerwony materiał i do talerza w którym był wywoływacz wrzuciłem rozwinięty negatyw. Oczywiście zaraz zaczął się sklejać, ale po krótkiej walce dałem mu radę. Nie miałem pojęcia o czymś takim jak koreks i wywoływanie przebiegało "ręcznie". Przy okazji mogłem zobaczyć (cóż to było za uczucie), czy "już wyszło". Jak łatwo się domyślić, negatyw został prawie całkowicie zaświetlony. Po utrwaleniu i płukaniu (jak najszybszym, bo nie mogłem się doczekać efektów), ujrzałem  moje pierwsze zdjęcie .
Teraz przyszedł czas na pozytyw. We wspomnianej już "Foto-Optyce" mama kupiła mi fotoramkę (konia z rzędem temu, kto dziś wie, co to takiego), papier fotograficzny "Chlor" rozmiaru 6x9, bo taki był rozmiar negatywu, oraz wywoływacz i utrwalacz. Przy okazji Pan sprzedawca uświadomił mnie, że chemikalia są różne do negatywów i pozytywów :)
Teraz mogłem przystąpić do finału, czyli naświetlenia papieru metodą stykową w "fotoramce", aby uzyskać "odbitkę", jak się wtedy mawiało. A robiło się to składając negatyw i papier emulsją do siebie, następnie wszystko wkładało się do "fotoramki", między szybkę, a specjalną deszczółkę. Ostatnią czynnością była blokada specjalną blaszką i już można było naświetlić całość, używając nocnej lampki :))
Po kilkunastu nieudanych próbach i napsuciu odpowiedniej ilości papieru, zobaczyłem to upragnione zdjęcie. Było to niezapomniane uczucie, nieporównywalne z żadnymi późniejszymi moimi działaniami na niwie fotograficznej. To była prawdziwa magia...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz